Oświecenie a Terror Rewolucji Francuskiej – rozmowa z Moniką Milewską

Praktyki Czytania: W majowym numerze Praktyk Czytania krążymy przede wszystkim wokół Oświecenia i prostego pytania Kanta „Co to jest Oświecenie?”. Odpowiedzi na pytanie filozofa są różne, nierzadko skomplikowane. Czym dla Pani jest Oświecenie i czy Oświecenie się dokonało?

Monika Milewska: Oświecenie było jedną z wielkich utopii, przepełnionych wiarą, że można urządzić świat zgodnie z zasadami abstrakcyjnego Rozumu i że ludzie będą w takim świecie szczęśliwi. Rewolucja, która sama uważała się za córę Oświecenia, w istocie częściej niż rozumem kierowała się emocjami, a jej próby porządkowania świata kończyły się często tragicznie. Jako badaczka Terroru nie potrafię uwolnić się od tej perspektywy, jaką stworzył lufcik gilotyny – doskonale zgeometryzowanej maszyny, puszczonej w ruch przez oświeceniowych, pełnych szlachetnych uczuć humanitarystów.

P. Cz: Kiedy pojawił się pomysł na książkę „Ocet i łzy. Terror Wielkiej Rewolucji Francuskiej jako doświadczenie traumatyczne” i co było impulsem, aby pisać o dziedzictwie Terroru?

M. M: Książkę „Ocet i łzy” ukończyłam, gdy miałam 28 lat, a więc, zdawać by się mogło, na początku mojej drogi badawczej. Dojrzewałam jednak do niej długo. Pierwszy impuls przyszedł, gdy miałam lat 16. Był nim „Danton”, genialny film Wajdy, który wprowadził mnie na rewolucyjną ścieżkę. Na studia do Warszawy przybyłam już z mocnym postanowieniem, by zgłębiać ten właśnie fragment dziejów. Gdy nadszedł trzeci rok, poprosiłam profesora Andrzeja Zahorskiego o temat pracy magisterskiej związany z Wielkim Terrorem. Promotor dał mi wymarzony temat i parę tygodni później zmarł. Moją pracę zgodził się poprowadzić inny wielki znawca epoki, profesor Jan Baszkiewicz. Pod jego kierunkiem napisałam magisterium o paryskich więzieniach z lat 1792-1794, a potem doktorat, czyli późniejszy „Ocet i łzy”. Profesor dał mi tylko jedną wskazówkę: mam znaleźć gwóźdź, na którym ugotuję tę zupę. I to był impuls do twórczych poszukiwań. Gwóźdź znalazłam na seminarium Marii Janion, która bardzo często poruszała temat traumy, w dziejowym i psychoanalitycznym sensie. Miałam też wtedy znajomego, który bez przerwy opowiadał mi o swoich prywatnych życiowych traumach. To słowo zaczęło we mnie rezonować i odkryłam, że doskonale nadaje się do opisu tego, co przydarzyło się francuskiemu społeczeństwu u schyłku Wieku Świateł. Tak znalazłam przepis na „Ocet i łzy”.

P. Cz: Jak wyglądały Pani praktyki pisania tej książki? W jakich miejscach pisała Pani „Ocet i łzy”?

M. M: Pierwsze fragmenty książki, co u mnie raczej nietypowe, powstały w języku francuskim, były bowiem częścią dyplomu, który przygotowywałam wówczas w École des Hautes Études en Sciences Sociales w Paryżu. Pisałam je ręcznie w nieistniejącej już niestety Stacji PAN na rue Lamandé. Po powrocie do Polski zakupiłam laptop z małym, czarno-białym ekranem i pamięcią 8 GB. Z uwagi na jego możliwości operacyjne nazwałam go Kubusiem, czyli Komputerkiem o Bardzo Małym Rozumku. To cudo techniki przechowuję do tej pory i demonstruję czasem gościom jako zabytek muzealny z połowy lat 90. To na nim właśnie dokończyłam „Ocet i łzy”. A stało się to w noc świętojańską 2000 roku. Punktualnie o 23:00 postawiłam ostatnią kropkę. Wcisnęłam enter, a na niebie wybuchły sztuczne ognie. Przyjęłam to za dobrą wróżbę. I rzeczywiście, książka spotkała się z dobrym przyjęciem, była nawet nominowana do Nagrody Nike. Przewodniczącą jury była wtedy… Maria Janion.

P. Cz: Jakie są najważniejsze książki w Pani życiu, do których Pani powraca i odkrywa na nowo?

M. M: Będę bardzo mało oryginalna. Taką książką, a właściwie księgą, jest dla mnie „Mistrz i Małgorzata”. Powracam nie tylko do książki, śledzę także różne jej ekranizacje i inscenizacje, poczynając od tej najpierwszej, którą zobaczyłam w Teatrze Współczesnym w Warszawie jeszcze jako licealistka. Wracam też do poezji, zwłaszcza do Herberta, wracam do książek z dzieciństwa, choćby do Muminków albo Alicji w Krainie Czarów, choć tę opowieść doceniłam dopiero dużo, dużo później.

P. Cz: Dziękujemy


Monika Milewska – eseistka, dramatopisarka, poetka i tłumaczka. Pracuje jako adiunkt w Zakładzie Etnologii Instytutu Archeologii i Etnologii Uniwersytetu Gdańskiego. W latach 2002–2008 była adiunktem w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, gdzie pełniła też funkcję sekretarza Rady Naukowej IFiS PAN. Ukończyła z wyróżnieniem historię na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie doktoryzowała się w 2000 roku. Jest także absolwentką Szkoły Nauk Społecznych przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN oraz École des Hautes Études en Sciences Sociales w Paryżu. Była stypendystką między innymi ministra kultury, ministra edukacji, rządu francuskiego, rządu włoskiego, miasta Gdańska, województwa pomorskiego, Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. W 2001 roku przebywała w Rzymie na prestiżowym stypendium Andrew W. Mellona.  Miała również stypendium International Writers and Translator’s Center w Rodos oraz Baltic Centre for Writers and Translators w Visby. Utwory i artykuły publikowała m.in. w: „Twórczości”, „Zeszytach Literackich”, „Res Publice Nowej”, „Kwartalniku Filmowym”, „Kronosie”, „Blizie”, „Wyspie”, „Nowej Okolicy Poetów”, „Przeglądzie Literackim”. Za granicą: we francuskim piśmie „Europoésie” i w chorwackich pismach „Forum”, „Mogućnosti” i „Hrvatsko Slovo”. W 2002 roku Milewska opublikowała książkę Ocet i łzy. Terror Wielkiej Rewolucji Francuskiej jako doświadczenie traumatyczne, która przyniosła jej stypendium tygodnika „Polityka” dla najlepszych młodych naukowców oraz nominację do Nagrody Literackiej „Nike”.


Ilustracja: Rytownik nieustalony, „Hydra arystokratyczna”, 1789-1799 Akwaforta kolorowana akwarelą, Inw.zb.d. 9748. – z cyfrowego zbioru Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (http://prasa.artmuseum.pl/informacja_prasowa.php?link=oswiecenie&l=0)