Karolina Rychter.: Jaka jest pierwsza książka, którą pamiętasz?
M.W.: Pierwsza książka, którą pamiętam to „Kubuś Puchatek”, którego mi mama przeczytała i przeczytała mi go wielokrotnie, bo to była moja naprawdę ukochana lektura. Jeszcze wtedy sam nie czytałem, byłem jeszcze analfabetą, ale na tyle zdolnym, że zapamiętywałem fragmenty tego, co mama mi czytała. I kiedy np. czytała mi po raz piąty jakiś fragment byłem w stanie powiedzieć co będzie dalej. Taka była moja pierwsza praktyka czytania.
K.R.: A najważniejsza książka w dorosłym życiu?
M.W.: Jeszcze jak byłem takim jak to się mówi adolescentem, miałem tak z 11 lat, to bardzo ważną dla mnie książką był „Kapitan Blood”, przygodowa książka o piratach. Od tego czasu jest dla mnie rzeczą oczywistą, że w powieści musi być element przygodowy, powieść bez przygód się nie liczy.
Jeśli zaś chodzi o dorosłość to tutaj na pewno już byłoby więcej rzeczy do wymieniania, ale myślę, że bardzo ważny był dla mnie Kafka, może nawet najważniejszy wręcz. Potem wielkim, dość późnym odkryciem był dla mnie Musil i jego „Człowiek bez właściwości “, którego przeczytałem jednym tchem. Chyba trafiłem na niego w idealnym momencie, bo nie byłem za młody i nie byłem też za stary, i te cztery tomy przeczytałem jednym ciągiem.
Oczywiście im człowiek jest starszy tym mniej ma takich doświadczeń i to chyba nie wynika z tego, że nie ma dobrej literatury, czy że całą dobrą już przeczytał tylko po prostu im więcej czytasz tym mniejsze wrażenie robią na tobie kolejne rzeczy choćby nie wiem jak dobre czy wielkie by nie były. Z biegiem lat nie ma się już takich euforyczno-ekstatycznych przeżyć w czasie lektury. Coraz więcej rzeczy cię nudzi, coraz więcej rzeczy nie kończysz albo zadawalasz się przeczytaniem fragmentu, tak, że książki, które przeczytasz od deski do deski są coraz większą rzadkością. Moim ostatnim ważnym przeżyciem czytelniczym, tak z dziesięć lat temu, były „Łaskawe”, też przeczytałem jednym tchem; to tysiąc stron. Aha, jeszcze Franzen, dwie jego powieści przeczytałem z radością, ale już trzeciej nie, teraz przymierzam się do najnowszej. Chociaż tak jak mówiłem, coraz rzadziej jest tak, że czytam coś w całości, bo już nie mam tyle czasu, energii, też już zauważyłem, że koncentracja nie ta, że szybciej zasypiam w trakcie lektury, mózg się starzeje, więc w tym sensie nie czytam już tyle i z taką radością jak kiedyś.
K.R.: A czy podkreślasz w książkach jakieś ważne fragmenty?
M.W.: Tak, zaznaczam. Robię podkreślenia ołówkiem.
Maks Wolski (ur. 1976 w Warszawie) – autor powieści „Nicuś”. Absolwent studiów humanistycznych oraz podyplomowych dziennikarskich (nieukończonych); mimo że już dawno wygasła ich wzajemna miłość, ożeniony wciąż z akademią i w toksycznym z nią związku; wykładowca swojej dziedziny w stanie rezygnacji. Ze względu na galopujący introwertyzm i wrodzoną nieśmiałość unika ukazywania się publicznie i posiadania wizerunku, zamiast tego prowadząc bujne życie towarzyskie na fejsbuku. Pozytywista i romantyk, turpista, miłośnik jogi i nicości, cyklista, działkowicz, apokaliptyk. Nigdy nie stworzył żadnego mema oraz nie prowadzi profilu na instagramie.
Ilustracja: Jan Davidsz de Heem, „Martwa natura z książkami i skrzypcami”