Z Grzegorzem Uzdańskim rozmawia Karolina Rychter. Zdjęcia: Paweł Czarnecki.
Karolina Rychter:,, Nowe wiersze sławnych poetów” niedawno ukazały się w formie książkowej, są pięknie wydane, a w tomie znajdują się niepublikowane dotąd wiersze. Jak to się wszystko zaczęło? Jaki był początek ,,Nowych wierszy”, które na Facebooku są już obecne parę lat?
G.U: Zaczęło się w 2014 roku, czyli siedem lat temu, więc całkiem długo już to trwa. Zawsze bardzo lubiłem czytać pastisze. W literaturze polskiej jest trochę wspaniałych. Nie wszystkie z nich czytałem, bo np. nie czytałem i muszę przeczytać, bo podobno są świetne, pastiszów Kazimierza Wyki. Natomiast czytałem i uwielbiałem pastisze Juliana Tuwima i Antoniego Słonimskiego, „Jak rozmaici poeci napisaliby wiersz o Andzi, która ukłuła się i płakała”. Są strasznie śmieszne, chociaż mam wrażenie, że te ich pastisze są odrobinę bliższe parodii niż moje. Są tak w pół kroku, co nie jest niczym absolutnie złym, od wyśmiewania się. Trudno np. uwierzyć, żeby ich wersja Przybyszewskiego nie była trochę złośliwa. Nie sądzę, żeby zbyt wysoko go cenili, i pewnie mieli z niego bekę. I to jest przezabawne. Ale ja tego nie robię – nie wybieram sobie autorów ani autorek, których nie lubię, żeby ich wyśmiać. Nie ciągnie mnie jakoś do tego. Co nie zmienia to faktu, że uwielbiam to, co pisali Tuwim i Słonimski, czytając to po raz pierwszy pokładałem się ze śmiechu. Pamiętam też, że z kolegami i z koleżankami z filozofii czasem pisaliśmy na jakimś nudnym wykładzie opowiadania po jednym zdaniu i w tym było trochę elementów zabawy różnymi konwencjami.
K.R: Filozofów też trochę pastiszowaliście?
G.U: Nie, chociaż kiedyś myślałem, żeby napisać coś takiego na ,,Nowe wiersze”, ale ostatecznie nigdy tego nie zrobiłem. To na pewno byłoby dosyć niszowe.
K.R: Pewnie byłoby dosyć hermetyczne, ale jest nas trochę absolwentów filozofii (śmiech).
G.U: Mam cykl tekstów wokół tego, jak różni pisarze napisaliby ,,Władcę Pierścieni” Tolkiena i myślę, że wersja jak napisałby go Kant, powiedzmy w przekładzie Ingardena, byłaby przezabawna. Mielibyśmy te koszmarnie długie zdania kantowskie (śmiech). Wracając do początków ,,Nowych wierszy” to miałem potem taką stronę w Internecie, zupełnie niepopularną, na której wrzucałem filmiki jako Szary Niedźwiedź, udawałem takiego macho. To było wyśmiewanie stereotypowych męskich cech – Szary Niedźwiedź był bardzo przemocowy, niewiele mówił, był twardy i takie tam. Na tej stronie poza filmikami, które były nagrywane tak, że prawie nic nie było słychać, bo szumiał laptop, więc były specyficzne, były też od czasu do czasu wiersze. Wiersze o polowaniu, które niby różni poeci pisali Szaremu Niedźwiedziowi. Herbert o polowaniu, Leśmian o polowaniu, Rilke o polowaniu itd. I potem moja przyjaciółka, Ewa Muszkiet, powiedziała mi, że pokazała wiersz Herberta o polowaniu swojemu znajomemu literaturoznawcy i że on najpierw w ogóle myślał, że to jest wiersz Herberta, a potem, jak już się dowiedział, że nie, to był bardzo rozbawiony i zachwycony. Jak Ewa mi to powiedziała, to pomyślałem, że może w takim razie fajnie byłoby coś takiego w ogóle robić. Było oczywiste, że nie zrobię całej strony o polowaniach i o myślistwie, zwłaszcza, że może mniej byłaby czytelna ironia, gdyby to była cała strona. I pomyślałem sobie, jakoś szybko mi to przyszło do głowy, że w sumie zabawne będzie – i najpierw tak właśnie o tym myślałem, w kontekście, że to będzie śmieszne – że zderzę dawnych poetów z Facebookiem, metrem, Tinderem, chociaż chyba jeszcze wtedy nie było go w Polsce, w każdym razie z tymi wszystkimi rzeczami tworzącymi naszą współczesną codzienność. Tak się zaczęło. A potem jakoś szybko to poszło. Miałem chyba sporo szczęścia, bo na wiersze było dużo reakcji, szybko stało się dosyć znane.
K.R: Może nie miałeś sporo szczęścia tylko były po prostu bardzo dobre!
G.U: Dziękuję! Potem się też okazało, że nowe wiersze mają jeszcze drugie dno, które czasem dochodzi do głosu – nie tylko są, jeśli się mi to uda, śmieszne, ale efektem pobocznym tego, że sławni poeci opisują współczesną rzeczywistość, jest to, że opisuję trochę swoje doświadczenie albo doświadczenie swoich quasi-rówieśników, i dzięki temu czasami te wiersze, poza tym, że są zabawą, to też czegoś dotykają…
K.R: Niektóre z nich miały czasami po kilkaset udostępnień.
G.U: Tak, i mam wrażenie, że czasami ludzie właśnie udostępniają nie tylko dlatego, że są śmieszne, ale też dlatego, że mogą coś mówić o jakimś elemencie ich doświadczenia. Oczywiście to cały czas jest bardzo lekka i humorystyczna literatura.
K.R: A chciałam zapytać o twój warsztat pisarski: czy najpierw wymyślasz poetę, którego ciekawie byłoby spastiszować i się przygotowujesz czytając jego wiersze? Bo ich styl, wrażliwość, metafory są oddane bezbłędnie. Czy też dzieje się to bardziej spontanicznie, na zasadzie impulsu – czytasz wiersz danego poety i pojawia się pomysł na pastisz?
G. U: Na pewno jest tak, że żeby być w stanie napisać pastisz czy jakiegoś poety czy jakiejś poetki, muszę – zabrzmi to pretensjonalnie – nasiąknąć ich stylem. A to się dzieje po prostu poprzez czytanie ich wierszy. Mam wrażenie, że poeci, których pastiszuję dzielą się tak z grubsza – chociaż jest to może podział trochę na siłę – na dwie grupy. Pierwsza z nich to są moi ukochani poeci, których czytałem dużo, raz po raz te same wiersze. Tyle się ich naczytałem, że mam wrażenie, że już nasiąkłem ich twórczością tak bardzo, że nie muszę za bardzo ich czytać na nowo przed robieniem pastiszu. Był np. taki długi moment w moim życiu, kilka lat, podejrzewam, że w liceum albo na wczesnych studiach, że Rilkego w przekładach Jastruna czytałem tak dużo, że teraz już nie muszę siadać i go sobie przypominać. Są też jednak tacy poetki i poeci, których czytałem trochę, ale jednak niewystarczająco, i wtedy muszę sobie poczytać. Np. jak pisałem pastisze Emily Dickinson w przekładach Barańczaka, to sporo jej wierszy czytałem, też trochę w oryginale, bo mam taką książeczkę, bardzo małe wydanie, ale tam jest dużo wierszy. To oczywiście też coś daje, ale ostatecznie liczą się te polskie teksty. Jest jeszcze trzeci grupa, która powoli rośnie, w miarę jak już nie chcę powtarzać tych samych nazwisk na fanpagu, czyli tacy poetki i poeci, których albo w ogóle nie czytałem, albo czytałem bardzo niewiele i wtedy po prostu muszę ich możliwie dużo poczytać. Był w ogóle jeden kuriozalny przypadek a mianowicie pisanie pastiszu Louise Glück. Jej wiersze lada moment, z tego, co wiem, ukażą się w przekładzie Krystyny Dąbrowskiej, więc wspaniale, ale w momencie, kiedy pisałem pastisz zdołałem dotrzeć tylko do czterech jej przetłumaczonych wierszy. Dwa są w przekładzie Julii Hartwig w świetnej antologii poetek amerykańskich ,,Dzikie brzoskwinie”, a dwa w przykładzie Kondrada Hetela i je widziałem w internecie. I to było wszystko. Więc po prostu w kółko czytałem te cztery wiersze. Czytałem je tak długo aż miałem wrażenie, że już coś tam załapałem. Ale z reguły oczywiście mam dostęp do większej ilości tekstów, więc to wymaga sporo czytania. I odpowiadając na twoje pytanie, na które już od dawna odpowiadam, to ciężko mi powiedzieć, co się najpierw pojawia, bo to jest różnie. Czasem się pojawia temat i myślę sobie ,,dobrze, to kto by mógł o tym napisać, a może ten, może ta…” a czasami jest tak, że chce jakiegoś poetę czy poetkę i teraz jeszcze musi mi przyjść do głowy temat.
K.R: A tak prywatnie to, co przede wszystkim czytasz – czy czytasz jeszcze dużo filozofii, czy przede wszystkim poezję, czy powieści? Jak to się rozkłada?
G.U: Prawie już nie czytam filozofii i mam z tego powodu, może wyrzuty sumienia to jest nieodpowiednie słowo, ale pewien żal, że ta gałąź mojego życia zupełnie poszła w odstawkę. Książki filozoficzne mnie bardzo fascynowały intelektualnie, to często były takie niesamowite, to trochę wytarta fraza, intelektualne przygody. Mam też czasem poczucie, że pod tym względem, czyli pod względem takim czysto intelektualno-racjonalno-argumentacyjnym to od iluś tam lat mam taką w pewnym sensie posuchę. Wszystko, co czytam w tematach około filozoficznych to jest raczej publicystyka – albo Facebookowa albo gazetowa. Ona jest czasami bardzo dobra i cenna, ale bardzo tęsknie za czasami, kiedy czytałem rzeczy poważniejsze. To było coś bardzo ponad moją głową, musiałem się bardzo, ale to bardzo wysilać, żeby zrozumieć tok myślenia danego filozofa albo filozofki. Tym bardziej, że to nie jest pierwotnie moja rzecz w tym sensie, że mnie filozofia fascynowała w takim sensie intelektualnym – że to różne struktury interpretujące świat, poznanie itd. – ale zawsze jak czytałem książki filozoficzne to musiałem walczyć z sennością. Nie było w tym frajdy porównywalnej z tą jaką mam przy czytaniu wciągającej powieści albo wiersza. I po prostu w pewnym momencie zdecydowałem ostatecznie, że nie będę robił kariery akademickiej. To było jeszcze przed obroną doktoratu, bo ja już wtedy wiedziałem, że nawet jeśli uda mi się go obronić, a to nie było wcale takie oczywiste, bo jak wiele osób rozciągnąłem go sobie na lata… W każdym razie już wiedziałem, że nawet jak obronię ten doktorat, to nie będzie początek czegoś, ale raczej takie ładne domknięcie.
Czytam sporo poezji. Teraz nawet próbuję, bo poczułem, że mam w tym spore zaległości, które wyszły jakoś tak zupełnie przypadkowo – czytać współczesną poezję polską, czyli autorów, którzy w tej chwili piszą, osoby w naszym wieku, młodsze, niewiele starsze. Ciągle słabo ich znam, ale już teraz troszeczkę poczytałem, i chciałbym jeszcze więcej, bo mnie to bardzo ciekawi, więc czasami kupuję jakieś tomiki. Najczęściej jednak czytam poezję taką, którą już znam, po prostu sobie zdejmuję z półki i czytam znowu jakieś wiersze. A najwięcej to w ogóle czytam powieści. I ostatnio mam same takie, że jestem pod bardzo dużym wrażeniem.
K.R: A co ostatnio czytałeś?
G.U: Przeczytałem niedawno świetnego ,,Odmieńca” Natalii Fiedorczuk, książkę biograficzną o artyście, Biegasie, z bardzo ciekawą próba oddania jego wrażliwości. Czytałem ,,Cukry” Doroty Kotas, które są super – jest taki taki zmysł obserwacji, językowej i nie tylko, różne rzeczy z dnia codziennego. Czytałem ,,Bezmatek” Miry Marcinów, który jest świetny, ale mnie potwornie przeczołgał, bo tam bardzo dużo jest o umieraniu matki na raka i o tym, jak córka się nią zajmuje i to przeżywa. Czytałem przywiązania Vivian Gornic, które zrobiły na mnie wielkie wrażenie, tam są niezwykle subtelnie opisane relacje między ludźmi.
K.R: ,, Przywiązania” wydało Wydawnictwo Filtry i widziałam, że ty u nich wydajesz jesienią książkę. Co to będzie?
G.U: To będzie powieść – pod tytułem ,,Wypiór”, o Mickiewiczu-wampirze, mieszkającym we współczesnej Warszawie – ale pisana wierszem. Bardzo się na to cieszę! Natomiast jeszcze a propos tego, co czytam i jakie mam zwyczaje czytelnicze, to teraz się przeprowadzam i trochę zamierzam to zmienić, ale czy mi się uda to nie wiem… Mianowicie, tak jak wiele osób, miałem taki stolik przy łóżku, gdzie były książki na teraz i to były jakieś mega stosy. To się ciężko sprzątało, między tymi książkami narastał kurz, niektóre z tych książek na teraz to tam leżały po dwa lata i jako że były na dole tego stosu, to nigdy nie dochodziło do ich przeczytania, ale też ich nie zabierałem. Najczęściej też nie czytam tylko jednej książki, ale kilka naraz.
K.R: A jeśli chodzi o twoje zwyczaje czytelnicze to czy np. podkreślasz w książkach?
G.U: Jakoś nie.
K.R: W wierszach, które czytasz by przygotować sobie warsztat do pastiszy też nie?
G.U: Też nie. Jakoś nigdy, z niejasnych zupełnie powodów, nie wyrobiło mi się to przyzwyczajenie. Nie podkreślam, nie zaznaczam, nie zaginam, nawet nie używam zakładek. Po prostu nie mam takiego przyzwyczajenia, to nie jest tak, że uważam, że nie powinno się tak robić czy coś. W dzieciństwie nie nabrałem tego zwyczaju, więc po prostu czytam. Teraz mi się czasami zdarza, rzadko i raczej jak myślę, żeby komuś to wysłać, nie dla siebie, zrobić zdjęcie fragmentu tekstu.
K.R: A wspominałeś o przeprowadzce – czy miałeś dużo książek do zabrania i czy masz w nich porządek, układasz je według jakiegoś systemu?
G.U: Zupełnie nie mam porządku i systemu. I jak wczoraj wypakowywałem książki z pudeł na regał (już też wiem, że potrzebuję kupić regał) to trochę miałem nadzieję, że zrobię ten system, ale jako, że byłem zmęczony a z przeprowadzką jest ogólnie dużo roboty, to oczywiście diabli wzięli całe segregowanie. A książek na szczęście mogłem sporo zostawić w starym mieszkaniu, ale i tak te, co zabrałem, sporo ważyły.
K.R: A książka papierowa jest dla ciebie ważna? Czy gromadzisz książki, czy bez problemu je pożyczasz, czy musisz mieć przy sobie swoje egzemplarze?
G.U: Są dla mnie ważne. Ale poza tymi książkami do których mam mega sentyment, to gdyby ktoś ode mnie pożyczył książkę i nie oddał, to bym się zbytnio nie zdenerwował, nie muszę mieć tego konkretnego egzemplarza. Mam kilka takich, które są dla mnie bardzo ważne, zwłaszcza książki z dzieciństwa np. rozpadający się zupełnie egzemplarz ,,Rasmusa i włóczęgi”, do którego mam olbrzymi sentyment, i tych na pewno nie chciałbym stracić. Ale gdyby np. moje wydanie ,,Pani Dalloway” gdzieś zaginęło, ktoś by je pożyczył i nie oddał, gdybym je zgubił, gdyby do mojego mieszkania wszedł złodziej-bukinista i je zabrał, to byłoby mi przez chwilę przykro, ale bym sobie kupił nowy egzemplarz, pewnie w innym wydaniu i by było spoko. Natomiast książka jako przedmiot jest dla mnie ważna, w tym sensie, że właściwie nie czytam na kindlu czy na innych czytnikach. Ta obecna przeprowadzka mi uświadomiła, że jednak jest to pewnie pod względami wspaniały wynalazek, który by mi wiele rzeczy ułatwił. Te wszystkie kartony, które trzeba dźwigać, i też jak się pakuje niektóre książki ma się wrażenie ,,Kurcze, po co ona tu stoi, zaglądałeś do niej ostatnio siedem lat temu”. A z drugiej strony myślisz sobie, że ona tu stoi po to, żebyś jeszcze kiedyś do niej zajrzał. Natomiast pod kątem jeżdżenia na wakacje czy zmiany mieszkania, to myślę, że ten kindle czy inny czytnik, to jest super wynalazek. Ja jestem dosyć konserwatywny w sensie nie przekonań politycznych, tylko przyzwyczajeń. Zanim się zmuszę do czegoś nowego to po prostu mija i mija. Zupełnie nie jestem przeciwnikiem czytników i nawet chciałbym mieć czytnik, ale tak jakoś nie kupuję go. Ale myślę, że w końcu pewnie to zrobię.
Grzegorz Uzdański urodził się w 1979 roku. Jest autorem powieści ,,Wakacje” (nominacja do Nagrody Conrada) i ,,Zaraz będzie po wszystkim”, strony ,,Nowe wiersze sławnych poetów” i książki pod tym samym tytułem (2021). W latach 2017-2019 pracował w Zespole Literackim przy Studiu Munka. W roku 2014 obronił na IF UW doktorat ,,Płynność pojęć. Próba interpretacji <<Sein und Zeit>>”. W latach 2003-2019 pracował jako nauczyciel filozofii, etyki i wychowawca w Społecznym Gimnazjum nr 20 ,,Raszyńska”. Występuje w stałym składzie warszawskiego Resortu Komedii, grając improwizację komediową. Śpiewa w zespole Ryby. Stały współpracownik kwartalnika ,,Przekrój”, publikował też w ,,Dwutygodniku” i ,,Gazecie Wyborczej”. Jego tekst ukazał się w zbiorze ,,Nadzieja” (Wydawnictwo Agora, 2020). We wrześniu tego roku ukaże się jego powieść ,,Wypiór”.