Nokturn

Chciał się wymknąć, uciec w jakąś noc, poczuć, jak znika za linią horyzontu. Poszedł do biblioteki.

Długo chodził wąskimi korytarzami, pozwalając spojrzeniu osuwać się po grzbietach książek. W bladym świetle coraz bardziej przypominał umarłego, może odejdę tu – pomyślał – a moje ciało zwinie się w kruchy przecinek?

W końcu otworzył jedną z nich. Na pierwszej, pustej stronie, zobaczył siebie. Leży skulony w miękkiej pościeli, jeszcze chłodnej, powietrznej, ojciec czyta mu do snu. To jego najintensywniejsze wspomnienie. Byli nad morzem. Słuchał go patrząc na szumiącą ciemność za oknem, fale podchodziły do niego i zabierały, głos ojca przyciągał z powrotem (a może na odwrót?). Kołysał się tak, a wraz z nim wszystko, co istnieje.

W miejscu pełnym książek wybiera zawsze najdalszy kąt. Nie przeszkadza mu panujący tam mrok, w marnym świetle litery stają się żywsze, bardziej skoczne, a on ożywa wraz z nimi. Wydaje mu się wtedy, że mógłby chwycić się ich i wyfrunąć z siebie.

Zaczyna czytać. Z początku stawia opór, tekst odbija się do niego, nie może się przecisnąć. Po chwili jednak (prawdopodobnie zupełnie bez powodu), coś się rozstępuje. Pękniecie, rysa, która biegnie przez niego i wychodzi na zewnątrz. Trzyma się tej linii, idzie z nią, opuszcza jasność dnia.

Kiedyś miał sen o książce, której strony są pustynią. Przewraca je, a piasek przesypuje się w dłoniach.

Zanurza się w tekście coraz bardziej – to już nie opowieść go wciąga, a sama obecność następujących po sobie słów; im dłużej czyta, tym te ciągi, strumienie, stają się coraz bardziej pochyłe, a on ześlizguje się w jakąś noc, tajemnicę, w której nie ma nic do odkrycia. Jest nagi, otwarty na każdy przepływ, krążenie. Porywa go fala, a potem następna, aż w końcu sam zaczyna falować. Nie przypomina już siebie, migocze i znika w bliskości oddalenia. Poddaję się – powiedział cicho pochylony nad książką, unosił go jakiś dryf i zarazem, z każdą kolejną linijką, mocniej zagnieżdżał się w istnieniu.

Innym razem śnił, że znajduje się w czymś podobnym do schronu, głęboko pod ziemią (nigdy nie był na powierzchni, a może powierzchni nigdy nie było?).  Leży przytwierdzony do łóżka specjalnej konstrukcji. Powyżej, w niekończącej się spirali, wznoszą się regały z książkami. Łóżko połączone jest z podajnikiem, który losowo wybiera dla niego lektury. Czyta nieustannie, łapczywie, do utraty tchu.

Znów jest nad morzem, (ojciec od dawna nie żyje), czyta sam sobie na rozgrzanym słońcem piasku. Pomiędzy stronami zbierają się błyszczące drobinki. Zostaną tam długo po jego śmierci.

Czyta i zdaje mu się, że płynie, choć raczej niosą go wznoszące się i opadające masy, idzie na dno, w końcu wynurza się w sobie – nie rozpoznaje swojego spienionego oblicza. Próbuje dopłynąć do brzegu, chwyta się kropel ginących w mroku, nie ma już jednak granic, rozpływa się, wycieka do większych wód. Nurkuje, po chwili wynurza się w sobie samego siebie, na innym, obcym morzu, znów się zanurza i wypływa jeszcze głębiej w sobie, unosząc się na tafli zewnętrza.

Co to za wrzenie? – myślał – przecież jest tak cicho, spokojnie. Nic się rusza, siedzę na krześle i leniwie przewracam strony.

Gdy był mały fantazjował o mroku, którego nic nie może rozproszyć. Rano budziło go palące światło dnia, otwierał wtedy książkę, by ocalić w sobie resztki tego, co nieczytelne.

Opada z sił. Tekst owija się wokół niego. W tym uścisku, coś puszcza, rozluźnia się. Można zrobić ze mną wszystko – myśli.

Odpływa w noc rozgwieżdżoną strużką.

Obraz Ignacego Kotkowskiego

Ignacy Kotkowski – publikował w ,,Twórczości”, ,,Orgii Myśli”, ,,Nowej Orgii Myśli”, ,,Małym Formacie”. W 2019 roku, nakładem Wydawnictwa Eperons – Ostrogi, ukazał się jego zbiór opowiadań pt. ,,Niehistorie”